piątek, 22 lutego 2013

Rozdział II


Od kilku minut siedzieliśmy w salonie. Było to duże pomieszczenie, utrzymane w jasnych kolorach. Beżowe ściany pasowały do podłogi, na której znajdowały się jasne panele. Na środku pokoju leżał dość duży, biały dywan, na którym stał mały, szklany stolik. Pod ścianą usytuowany był narożnik z białej skóry, na nim leżały dwie pomarańczowe poduszki pasujące do bocznych zasłon. Naprzeciwko na niskim, białym regale znajdował się telewizor plazmowy. Nad nim, tak samo jak nad narożnikiem, wisiały oprawione w ramkę zdjęcia zrobione przez mamę Zayn'a, która jest fotografem. Dała nam je jakiś czas temu w prezencie. Przy oknie stała duża paproć należąca do mojego taty. Zostawił ją u nas w domu, kiedy się przeprowadzał. Wszyscy nazywali ją Jerard. Całą dziewiątką wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. 
-Niall chodźmy do sklepu -zwróciłam się do blondyna, po czym odwróciłam się do mojego brata i obdarowałam go uśmiechem.
-Po co? - mój przyjaciel dziwnie na mnie spojrzał.
-Yyyy... - i tu pojawił się problem. Musiałam szybko coś wykombinować. - booo...yyyy... Bo będziemy oglądać film, a nie ma nic do jedzenia.
-NIE MA NIC DO JEDZENIA?! - krzyknął, po czym pociągnął mnie za rękę i skierował w stronę wyjścia.
-Niall, poczekaj - wróciłam do salonu, spojrzałam na Harry'ego i wyciągnęłam rękę w jego kierunku. -Daj mi twoją kartę kredytową.
-No chyba śnisz.
-HARRY. DAJ. MI. TĘ. KARTĘ! – krzyknęłam.
-Masz - wyciągnął portfel z tylnej kieszeni spodni, a z niego swoja złotą kartę.
-Dziękuję braciszku - nachyliłam się i dałam mu słodkiego buziaka w policzek.
Wybiegłszy z salonu, poszłam do korytarza i założyłam moje czarne Converse, po czym łapałam mojego przyjaciela za rękę i poszliśmy w stronę windy. Podczas gdy zjeżdżaliśmy na parter, w pewnym momencie spojrzałam na blondyna. On zrobił to samo, a po chwili zaczęliśmy się śmiać. Kiedy byliśmy już na dole, odruchowo rozejrzałam się po portierni. Potem ruszyliśmy ku wyjściu, a drzwi otworzył nam konsjerż Norman, życząc jak zawsze miłego dnia. Sklep był po drugiej stronie ulicy, ale żeby dać Harry'emu więcej czasu na wyjaśnienie niespodzianki urodzinowej dla Niall'a, postanowiłam zabrać mojego przyjaciela do tego sklepu, który był najdalej.
-Franky gdzie ty idziesz? Sklep jest tam - wskazał palcem na budynek.
-Nie idziemy tam.
-Czemu?
-Yyyy...słyszałam, że tam ostatnimi czasy maja popsute produkty, no wiesz o co chodzi, nie chcemy się przecież rozchorować - musiałam szybko coś wymyślić. Miałam nadzieję, że nic nie podejrzewał.
-To gdzie idziemy?
-Zabiorę cię do... yyyy... Pójdziemy do Tesco.
-Ale to jest na drugim końcu miasta.
-No przecież o to chodzi - szepnęłam.
-Co?
-Nic, nic.
-A jak chcesz się tam dostać, skoro nie mamy prawa jazdy, a co gorsza samochodu?
-Pojedziemy autobusem.
-Autobusem? – spytał zdziwiony.
-No wiesz autobus to pojazd na czterech kołach, napędzany silnikiem, używany do przewozu dużej ilości osób...
-Przecież wiem co to jest autobus - uśmiechnął się, a potem poklepał mnie po ramieniu.
Stanęliśmy na małym przystanku, który miał szklane szyby. Tam popatrzyłam na rozkład jazdy i wyczytałam, że najbliższy autobus jest o 16.46, czyli za 5 minut. Wiem, że gdyby teraz była tu Eleanor, to dezynfekowałaby swoje ręce, za każdym razem, gdyby czegoś dotknęła. Ale cóż, dziewczyna jest przyzwyczajona do luksusu, a nie każdego człowieka da się zmienić. Czasami mam wrażenie, że tej dziewczyny nawet nie da się zrozumieć.
Po chwili przyjechał nasza „limuzyna”. Duży, zielono-żółty pojazd, którym na co dzień nie jeździliśmy. W środku wyglądał tak jak każdy pospolity autobus. Siedzenia zostały obite kolorowym zamszem, na których siedzieli starsi ludzie, bo większość młodzieży była dobrze wychowana i ustępowała im miejsca, ale niektórzy, tak jak grupka typowych buraków, zajmowała tyły i ani myślała, żeby komuś oddać swoje miejsce. My woleliśmy się trzymać środkowych drzwi. Tak to już jest, kiedy nie ma się biletu. W pewnym momencie, do środka weszła dwójka mężczyzn, ubranych w granatowe mundury, z dżokejkami tego samego koloru na głowie.
-Niall - szepnęłam do blondyna. - kontrola biletów, co teraz?
-Nie rozglądaj się po autobusie ani nie patrz na nich, zachowuj się jak gdyby nigdy nic. A teraz nic nie mów, jak podejdą, to ja się nimi zajmę.
Nie wiedziałam co chce zrobić, ale byłam pewna, że jego plan wypali. A skoro nie miałam rozglądać się po autobusie, to patrzałam na niego, prosto w jego cudowne oczy. Po pewnym czasie podniósł wzrok i zaczął patrzeć na mnie. Uśmiechaliśmy się do siebie, a on robił śmieszne miny, z których ja zaczęłam się strasznie śmiać. 
-Dzień dobry, bileciki do kontroli – powiedział do nas jeden z kanarów.
-Buenos días - odezwał się blondyn.
-I co teraz? - mężczyzna zwrócił się do swojego kolegi.
-Te ves como un caballo - Niall nie zwracał na nich uwagi, mówił „do powietrza”.
-Dobra idziemy dalej – kontrolerzy zrezygnowali z pomysłu sprawdzenia, czy mamy bilety.
-Despedida - chłopak wychylił się i pomachał odchodzącym mężczyzną.
Po 20 minutach drogi wysiedliśmy. Dzieliło nas tylko sto metrów od marketu, więc od razu ruszyliśmy w jego kierunku. Na początku Niall poszedł po wózek, bo jeśli on chodzi na zakupy, to zwykły koszyk nie wystarczy.

-To co kupujemy? – zapytał, gdy byliśmy już w środku.
-Nie wiem, bierz to, co chcesz.
-Serio mogę wziąć wszystko? - uśmiechnął się, pokazując mi szereg swoich zębów, na których miał aparat ortodontyczny.
-Jasne. Bierz to, co będziemy jeść, oglądając film.
Na początku poszliśmy do działu z pieczywem. Tam blondyn wrzucił do koszyka pięć dużych paczek chleba tostowego. Potem minęliśmy rzeczy znajdujące się w chłodziarkach. Stamtąd wzięliśmy jedenaście opakowań sera i pięć paczek szynki. Następnie udaliśmy się do miejsca, ze „śmieciowym” jedzeniem. Zabraliśmy dwa duże opakowania serowych chipsów, trzy o smaku zielonej cebulki i sześć o smaku kebabu. Wziął też dziewięć paczek popcornu, który przygotujemy sami w domu. Niall szedł za mną, pchając wózek, a ja kierowałam go tam, gdzie ma iść.
-Franky patrz! - krzyczał jak małe dziecko.
Gdy się odwróciłam, aby zobaczyć co kombinuje mój przyjaciel, widziałam jak odpycha się jedną nogą, a drugą stoi na metalowej rurze, która była częścią wózka. Po chwili i druga noga dołączyła, co nie skończyło się dobrze. Blondyn wylądował na podłodze, ja oczywiście od razu do niego podbiegłam, śmiejąc się przy tym niesamowicie.
-I co królewiczu, spadłeś ze swojego metalowego konia? – zażartowałam, podając mu rękę.
-To nie jest śmieszne - złapał się za głowę, po czym popatrzył na mnie ze smutkiem.
-Pokaż mi - uniosłam rękę, a potem złapałam go za tył głowy. Miał tam niewielką opuchliznę. Bałam się mu o tym powiedzieć, bo jeśli chodzi o zdrowie, to Niall potrafi iść do lekarza, z powodu byle zadrapania. -Wiesz... masz tam takiego malutką, ledwo wyczuwalną opuchliznę.
-CO?! - złapał się za tył głowy, po czym zrobił wielkie oczy. - MAŁA!? LEDWIE WYCZUWALNĄ!? ONA JEST OGROMNA! MOŻE POWINIENIEM JECHAĆ DO LEKARZA!?
-Niall, nic ci nie będzie – zapewniłam.
-Jedziemy.
-Oj, już nie bądź mięczak.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale... Przestań już się tak martwić o to zdrowie. Jak ci mówię, że będziesz żył, to będziesz żył.
-No dobra, ale jak mi się coś stanie, to twoja wina – zagroził mi.
-Nie możesz jeździć do szpitala, bo zedrzesz sobie skórkę, zacznij się bawić, żyć.
-To nie jest takie łatwe, kiedy jest się wychowywanym przez lekarza.
-Twoja mama jest psychologiem, ciołku.
-Tak, ale ma tytuł doktora.
Gdy to powiedział, popatrzyłam na niego jak na idiotę i zwątpiłam w to, że on ma choć trochę rozumu. Trzeba będzie nad nim trochę popracować i nauczyć, że można się świetnie bawić, nie mając numeru swojego lekarza na szybkim wybieraniu w komórce.
Poszliśmy jeszcze załadować picie. Wzięliśmy trzy butelki Coli, dwie wody i trzy kolejne jakiejś kolorowej oranżady z bąbelkami, pełnej konserwantów i sztucznych barwników. Pomyślałam też, że skorzystam z okazji i skoro jesteśmy w supermarkecie, to kupię moim psom jedzenie. Z racji tego, że jeśli chodzi o mięso, to Rosalie je tylko drób, więc go kupiłam. Dla małego Adolfa wzięłam kości i psie ciasteczka.
-Co robisz jutro? - kiedy usłyszałam te słowa wypływające z ust mojego przyjaciela, zrobiło mi się gorąco na żołądku.
-Spotykam się z tatą. A czemu pytasz? - starałam się zachować zimną krew.
-Tak po prostu. Bo wiesz, pomyślałem, że może chciałabyś przyjść do mnie. Pogralibyśmy na Xboxie, tak jak kiedyś.
-Mówiąc kiedyś, masz na myśli wakacje? - uśmiechnęłam się.
-No... no tak.
-Przepraszam, ale nie mogę. A nie możesz z kimś innym pograć?
-No mogę, ale to nie to samo. Zauważyłaś, że każda nasza wspólna gra, kończy się tym, że albo ty, albo ja, lądujemy w wannie pełnej zimnej wody?
-Niall, za każdym razem, kiedy to ty byłeś mokry, robiłam ci zdjęcie.
-CO!?
-No - zaczęliśmy się śmiać.
-Te zdjęcia mają nie ujrzeć światła dziennego.
-Dobrze – uśmiechnęłam się do niego.
Kasa numer 1. była wolna, więc od razu do niej podeszliśmy. Tam obsłużył nas mężczyzna, który wyglądał jak klon kapitana Jack'a Sparrow'a. Kiedy Niall go zobaczył, zaczął krzyczeć i błagać mężczyznę o autograf. Normalny człowiek tak się nie zachowuje, ale to była sytuacja wyjątkowa, a ten facet był naprawdę bardzo podobny. Nie mogłam wytłumaczyć Horanowi, że to nie jest kapitan Sparrow. Nie chciał opuścić sklepu, więc kasjer z uśmiechem na twarzy dał mu autograf. Potem go przeprosiłam i wyszliśmy. Niall niósł picie, a ja całą resztę, czyli razem cztery reklamówki. Gdy poszliśmy na przystanek, akurat stał tam autobus i ledwie zdążyliśmy, bo szykował się już do odjazdu. Droga do domu z dwoma przesiadkami zajęła nam 30 minut. Kiedy dojechaliśmy do domu, zaczęłam się zastanawiać, czy Harry i reszta zaplanowali już wszystko na urodziny blondyna. Chciałam jeszcze trochę to przeciągnąć, więc wdałam się w rozmowę z portierem. Nialler grzecznie za mną czekał, stojąc z boku i bacznie obserwując całą sytuację. Dowiedziałam się, że niedługo do naszego wieżowca wprowadzi się jakieś stare małżeństwo. Miałam nadzieję, że nie będą tacy sami jak pani McMalian z szóstego piętra, która wszędzie chodzi ze swoim chihuahua, szepcząc mu do ucha, jak bardzo go kocha i jak nienawidzi osób mieszkających w tym budynku. Raz jak szłam za nią schodami, bo winda była zepsuta, nasłuchałam się różnych ciekawych rzeczy na mój temat oraz o tym, że prawdopodobnie mój brat chce się z nią spotkać. Może i Harry nie postępował rozważnie, ale na pewno nie umówiłby się z sześćdziesięciolatką, to nie w jego stylu.
Po dziesięciominutowej rozmowie, pożegnałam się ze Starym Joe i poszłam z Niallem w stronę windy. Czekaliśmy na nią kilka minut, a potem weszliśmy do środka. Nacisnęłam guzik z numerem 56, potem oparłam się o jedną ze ścian i obserwowałam Niall'a. 
-I jak podobał ci się wypad na zakupy? – spytałam.
-Nie licząc wielkiego guza, to było całkiem fajnie. Musimy to robić częściej - gdy skończył mówić, pokazał mi swoje śnieżnobiałe zęby.
Zawsze gdy się uśmiechał, czułam radość, nie wiem dlaczego. Może to przez to, że mi się podoba? Wtedy w windzie postanowiłam, że nie zostawię tego tak, będę starała się do niego zbliżyć. W końcu kto nie ryzykuje, ten nic nie traci. Miałam nadzieję, że mi się to uda. W przeciwnym razie zastosuję terapie wstrząsową i zacznę umawiać się z innymi chłopakami. Może wtedy będzie zazdrosny, że nie spędzam z nim tyle czasu co wcześniej. Więc miejmy nadzieję, że plan numer jeden zadziała, bo nie mam w zwyczaju flirtować z chłopakami, a szczerze mówiąc, nawet nie umiem. Jeszcze nigdy nie miałam prawdziwego chłopaka. No, oczywiście nie licząc Max'a, z którym chodziłam w przedszkolu.
Po kilku minutach byliśmy już na górze. Weszliśmy do domu, torby zostawiliśmy w kuchni, a potem poszliśmy do salony. Harry uśmiechnął się da mnie, a potem posunął się Niall'owi, który usiadł obok niego.
-I jak było na zakupach? - zapytała Danielle.
-Dobrze – odpowiedziałam.
-Mam nadzieję, że nie doprowadziliście mojej karty do ruiny – uśmiechnął się Loczek.
-Nie. Wydaliśmy bardzo mało, prawda Niall? – spojrzałam na mojego blond przyjaciela.
-Prawda, prawda... - chłopak wziął głęboki oddech i zaczął dalej mówić - chcę wam powiedzieć, że mam autograf od Johnny'ego Depp'a. Rozumiecie to?! On jest kasjerem w Tesco.
-Pojechaliście aż do Tesco? - Zayn zrobił wielkie oczy.
-Tak.
-Halo... czy nikt nie interesuje się moją przygodą? - zapytał blondyn.
-Jeśli byliście w Tesco, to to nie jest Johnny, tylko Adam, on tam pracuje - Eleanor spojrzała na mnie, po czym się uśmiechnęła.
-CO?! - krzyknął Horan. - CZYLI...
-Przykro mi Niall - brunetka poklepała go po ramieniu.
Jak patrzyłam na Nialler’a, miałam wrażenie, że jest załamany, bo wyglądał na smutnego. Tak się cieszył, że ma autograf znanego aktora, a tu w ciągu minuty, jego marzenia zostały zrównane z ziemią. Pomyślałam, że trzeba go jakoś pocieszyć i wtedy przypomniałam sobie, że gdy był u nas ostatnio, zostawił tu swoją gitarę. Niall cudownie grał, miał też śliczny głos. Bardzo lubiłam, kiedy śpiewał. Pisał też własne piosenki, co wychodziło mu fantastycznie, bo był bardzo utalentowany. 
Poszłam w stronę mojej sypialni, a gdy otworzyłam drzwi, wybiegł stamtąd Adolf i od razu na mnie skoczył. Upadłam na podłogę, a mój pupil zaczął mnie lizać po twarzy, przy tym wesoło merdając ogonkiem. Po chwili wyszła i Rosalie, która nie była aż tak narwana i, jak każdy dobrze wychowany pies, podeszła do Louisa, a ten zaczął ją głaskać.
-A-D-O-L-F! - krzyczałam, kiedy moja twarz była już całkowicie ośliniona - złaź ze mnie!
Zepchnęłam z siebie psa, po czym szybko wstałam i wbiegłam do pokoju zamykając za sobą drzwi, żeby nie wszedł za mną. Słyszałam jak skomlał pod drzwiami. Wyciągnęłam z szafki mokre chusteczki, otarłam twarz, a potem z pod łóżka sięgnęłam gitarę Niall'a.
-HORAN CHODŹ TU! - wołałam przyjaciela.
-Już idę.
-Ale uważaj na psa – ostrzegłam. 
Po chwili do mojego pokoju wszedł blondyn. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a jego wzrok zatrzymał się na instrumencie, który trzymałam w ręce.
-Skąd ją masz? - podbiegł do mnie i chwycił gitarę.
-Ostatni jak byłeś, to zapomniałeś zabrać.
-Dziękuję za przechowanie.
-Nie ma za co. Ale w zamian za to, musisz mi coś zagrać.
Zaczął grać, a przy tym wyśpiewywał kolejne słowa: „Today I don't feel like to doing anythink. I just wanna lie in my bed”
Kiedy skończył grać, spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął. W tym momencie pomyślałam o teledysku tej piosenki z tańczącymi małpami i Bruno Mars'em.
-Poczekaj chwilę - okrążyłam łóżko i z komody ściągnęłam moje okulary, takie same, jakie Bruno miał w teledyski. Podeszłam do Niall'a i założyłam mu je, a potem kazałam mu grać jeszcze raz.
Zaśpiewał całą piosenkę, a potem poszliśmy do salonu. Harry razem z Louisem, Danielle i Eleanor robili jedzenie, więc blondyn od razu do nich pobiegł, aby nadzorować tym, co się tam dzieje. Zayn siedział w łazience i poprawiał włosy, a jego dziewczyna czekała na niego na kanapie, przeglądając się w szybce telefonu. Liam szukał jakiegoś filmu w domowym kinie. Jego propozycjami były: Batman z 1989r, Batman Returns, Batman Forever, Batman & Robin, Batman Begins, Batman Dark Knight, Batman the Dark Knight Rises. Podeszłam do niego, zabrałam mu pilota i przeszukałam wszystkie propozycje filmów. Najpierw w dziale przygodowe, potem fantasy, komedie, komedie romantyczne, a na końcu horrory. Najbardziej zaciekawił mnie Sinister, a gdy przeczytałam opis filmu, doszłam do wniosku, że może być naprawdę interesujący. Nie zastanawiając się, co inni o tym sądzą, wybrałam go. Po 20 minutach z kuchni wyszedł nasz 'Catering'. Harry niósł wielki talerz pełen tostów, za nim z takim samym talerzem szła El. Lou w rękach trzymał wszystkie butelki picia, które kupiłam z Niall’em w sklepie, a na dużym podstawku blondyn niósł 9 szklanek.
-I jak Liam, co wybrałeś? - mój brat zwrócił się do chłopaka.
-Ja niestety nic, Franky przyszła i zabrała mi pilota.
-Franky, co wybrałaś? - zapytał Tommo.
-Sinister.
-Co to?
-Nie wiem, jakiś horror, jak przeczytałam opis, to wydaje się ciekawe.
Każdy zajął jakieś miejsce. Lou, El, Danielle, Liam, Zayn i Perrie zajęli kanapę, Niall siedział na fotelu, a ja z Harrym na podłodze. Zanim włączyłam film, chciałam zbudować nastrój i zasłoniłam rolety. Usiadłam, wzięłam pilota, włączyłam film i czytałam napisy. Po chwili przyszedł Adolf, położył się koło mnie, a ja zaczęłam go głaskać. 
Na początku nie było tak strasznie, ale po niecałych siedmiu minutach, patrzałam już przez szpary między palcami, tak strasznie się bałam.
-Zayn daj mi poduszkę! - krzyknęłam tak głośno, że Eleanor, aż podskoczyła ze strachu. Mulat dziwnie na mnie spojrzał, a potem rzucił we mnie poduszką, którą od razu się zakryłam.
Film był coraz straszniejszy. Gdy odwróciłam się w stronę Harry'ego, zaczęłam się śmiać. Był zawinięty w koc, widoczna była tylko sama twarz. Musiał się naprawdę mocno wystraszyć, bo inaczej siedziałby rozłożony z uśmiechem na twarzy. Na ekranie zrobiło się ciemno, potem było widać pusty korytarz. W pewnym momencie zza ściany zaczęło się coś wyłaniać, a moje serca biło jak oszalałe. Zamknęłam oczy. Jednak coś mnie kusiło, żeby jedno z nich otworzyć i tak zrobiłam. To był błąd. Jakieś straszne, zmutowane widmo trzymało na rękach małą dziewczynkę, a jej dłonie były całe we krwi. Przysunęłam się bliżej do Harry'ego, a potem się w niego wtuliłam. No, właściwie to nie w niego tylko kulkę zawiniętą w koc. Spojrzałam na sofę, żeby zobaczyć czy reszta jeszcze żyje. Eleanor było wtulona w Louis'a, a ten zakrywał sobie oczy. Zayn i Perrie byli tak zapatrzeni w ekran, że chyba przestali już mrugać. Za to Liam z rękoma na twarzy, schował się w ramionach Danielle, a ta 'głaskała' go po głowie i oglądała film. Chciałam sprawdzić co robi Niall, więc spojrzałam na fotel. Blondyn spał z głową podparta na dłoni. Zachciało mi się śmiać, ale żeby się powstrzymać szybko zwróciłam się w stronę brata. On, zawinięty w koc, odwrócił się do mnie, a potem wyszczerzył wszystkie zęby. W tym momencie wybuchłam. Zaczęłam się tak głośno śmiać, że chyba było mnie słychać na recepcji. Kulałam się po podłodze, trzymając się za brzuch. W pewnym momencie przestałam. Leżałam na plecach, a rękoma zasłaniałam twarz. Poczułam, ze odpływam.
Gdy otworzyłam oczy w pokoju było strasznie widno. Poniosłam się i szybkim spojrzeniem ogarnęłam cały salon. Panował tu straszny bałagan. Skierowałam się w stronę pokoju Harry'ego, otworzyłam drzwi i zobaczyłam mojego brata bez koszulki. Uśmiechnęłam się o niego, a chłopak odwzajemnił gest.
-Idziesz i sprzątasz salon! – krzyknęłam.
-CO?! CZEMU JA?!
-Bo nie ja! - pewnie strasznie dziwnie to zabrzmiało, no ale cóż. Dopiero co wstałam, więc moje teksty nie są zbyt ciekawe. - zostawiłeś mnie śpiącą w salonie, na podłodze. Za karę idziesz sprzątać.
Zamknęłam drzwi i poszłam do łazienki. Zdjęłam wczorajsze ciuchy, włożyłam do kosza na ubrania i weszłam pod prysznic. Odkręciłam chłodną wodę i zaczęłam myć włosy. Gdy już wyszłam, owinęłam się ręcznikiem, a włosy zawinęłam w 'turban'. Zaczęłam się malować, a potem poszłam do mojego pokoju. Z szafy wyciągnęłam krótkie, lekko poprzecierane dżinsowe spodenki z New Yorker'a, luźną biało-czarną bluzkę na ramiączkach, z dużym wzorem pacyfki. Kupiłam ją, gdy byłam na zakupach z Eleanor. Uszykowałam sobie też czapkę, tzw. 'skarpetę' i okulary 'pilotki' od Gucci. Byłam strasznie głodna, więc poszłam do kuchni, żeby coś zjeść. Siedział tam już Harry, zajadając się stekami.
Stanęłam przed lodówką, wyciągnęłam z niej mleko, z szafki zgarnęłam płatki i miseczkę. Wszystko uszykowałam i zaczęłam konsumować.
-A ty dzisiaj zamierzasz tak wyjść? - pokazał ręką na moje włosy zawinięte w turban.
-Tak, coś ci nie pasuje?
-Nie, tylko... - zawahał się. - wyglądasz jak jakiś arabski szejk.
-Tacie się podoba!
Chłopak spuścił głowę i zamilkł. Ja dokończyłam śniadanie, a potem wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer mojego taty. Odebrał po trzecim sygnale.
-Halo? - odezwał się mężczyzna po drugiej stronie słuchawki.
-Cześć tato – przywitałam się.
-Cześć kochanie, właśnie miałem do was jechać.
-Ok, ja muszę tylko wysuszyć włosy i już będę gotowa.
-To do zobaczenia
-Do zaraz.
Rozłączyłam się, a potem wyszłam z kuchni i skierowałam do łazienki, żeby wysuszyć moje włosy. Zajęło mi to kilka minut. Założyłam potem skarpetę i okulary, a następnie poszłam po buty. Wybrałam czarne Converse. Wydawało mi się, że najbardziej pasują do reszty. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je, a za nimi stał tata. Ubrany był w czarne 3/4 spodnie, do tego miał szary T-shirt z napisem 'FALLEN' i jakimś abstrakcyjnym rysunkiem u dołu, a na nogach czarne Vansy, które kupiłam mu na urodziny. Nosił je zawsze, gdy się spotykaliśmy. Być może dlatego, żeby było mi miło. Gdy mnie zobaczył, szeroko się uśmiechnął i podszedł do mnie z otwartymi ramionami.
-Hej - uśmiechnęłam się.
-No cześć.
Przytulił mnie tak mocno, że jego delikatny zarost ukuł mnie w czoło.
-Tato, twoja twarz sprawia mi ból.
-No wiesz, jeśli chcesz to wyjdę.
-Ty lepiej wejdź do środka.
Zamknęłam za nim drzwi i poszliśmy do salonu. Usiadł na sofie i, jak zawsze, rozglądał się po pomieszczeniu.
-Może chcesz coś do picia? – zapytałam grzecznie.
-Nie, dziękuję.
W pewnym momencie otworzyły się drzwi od pokoju Harry'ego, z którego wyszedł mój brat.
-Ej, Franky! Musisz to zo...- wszedł do salonu z laptopem w ręku, ale gdy spostrzegł tatę, stanął jak słup i popatrzył na niego z nienawiścią.
-Cześć Harry - ojciec wykonał pierwszy krok.
Loczek mu nie odpowiedział, tylko odwrócił się na pięcie i z urażoną dumą wrócił do siebie. Wiedziałam, że wieczorem będzie mi robił z tego powodu wyrzuty, ale zbytnio się tym nie przejęłam. Wyciągnęłam rękę w stronę taty, a potem wyszliśmy. Chciałam, żeby wszedł do domu, bo myślałam, że może jakoś Harry się do niego odezwie, ale jednak się przeliczyłam. Jak zawsze, gdy jechałam gdzieś z tatą, na dół zeszliśmy schodami, jednak było to bardzo męczące zajęcie. Gdy byłam na 17 piętrze, popatrzyłam na drzwi do mieszkania Louis'a. Zatrzymałam się, a na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-Tu mieszka ten Louis? - zapytał tata.
-Tak.
-I jak im się żyje? Słyszałem, że ostatnio jego mama urodziła dziecko.
-Jeśli mówiąc ostatnio, masz na myśli dwa lata temu, to tak.
-A jak ma na imię?
-Mała nazywa się Lux – odpowiedziałam, uśmiechając się.
Ruszyliśmy dalej. Gdy byliśmy już na dole, poszliśmy w stronę samochodu taty czyli Czarnego Audi A6. Sama doradzałam mu to auto. Właściwie, to prawie wszystko, co robi uzgadnia wcześniej ze mną, takie już przyzwyczajenie. Nie wiedziałam, co tata przygotował. Z reguły jeździliśmy bez celu po mieście. Wtedy moja szafa powiększała się, zresztą mój żołądek też. Tata, w przeciwieństwie do mnie, nie jadł dużo. No, chyba że chodziło o słodycze. Wystarczyło mu pokazać chociażby paczkę żelek, a wtedy był jak w transie. Harry zachowywał się tak samo, nigdy nie ruszał się bez nich w domu.
Jechaliśmy strasznie ruchliwą drogą, mijając różne budynki, którym, w miarę możliwości,  przyglądałam się.
-To co będziemy dziś robić? - zwróciłam się w stronę taty.
-Tak sobie pomyślałem... - przez chwilę zamilkł. - ... że może pójdziemy na kręgle?
-Zgadzam się - strasznie się ucieszyłam, bo dawno nie byliśmy na kręglach, a bardzo kochałam grać z tatą.
-I chciałbym, żebyś pojechała ze mną do salonu. Chce sobie zrobić tatuaż.
-Tatuaż? – spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-Tak.
-Ty?
-Tak ja - tata zaczął się śmiać.
-Dobra, nie powiem, ale bardzo mnie zaskoczyłeś. Zawsze byłeś temu przeciwny.
-Wiem, ale postanowiłem zaprowadzić w swoim życiu jakąś zmianę.
Najpierw pojechaliśmy do kręgielni. Tata zaparkował pod budynkiem, a potem udaliśmy się do niego. Na zewnątrz pomalowany był na granatowo-czerwone barwy. Za to w środku panował luksus. Duży hol, w samym jego centrum znajdowała się 'INFORMACJA'. Gdy tam podeszliśmy, zza biurka wyskoczył młody mężczyzna z bujną czupryną, okularami i aparatem na zębach. Nie wyglądał zbyt interesująco, ale jak mawiała Danielle – „Nie ocenia się książki po okładce.”. Chłopak podał nam specjalne obuwie. Dla mnie rozmiar 38, a dla taty 41. Wzięliśmy buty i udaliśmy się w kierunku sali. Tata otworzył drzwi i pozwolił mi jako pierwszej wejść do środka. 8 długich torów do gry, na górze monitory opisujące punktacje, z przodu specjalne „stoły”, które dostarczały kule. Wszystko było uwydatnione fluorescencyjnym niebieskim światłem. Stały tam też stoliki i ławki, gdzie można było odpocząć. W środku znajdował bar gdzie sprzedawali picie i jedzenie. Usiedliśmy przy jednym ze stolików, założyliśmy buty, a potem tata poszedł zamówić coś na ząb. Cały czas przyglądałam się moim butom, bo były jakieś takie dziwne. Z białej skóry, z akcentami które były w kolorze niebiesko-zielonym, a do tego wszystkiego czarne sznurówki. Ale przynajmniej pasowały mi do reszty stroju. W pewnym momencie odwróciłam się w bok. Kilka stolików dalej razem siedziała jakaś para - śliczna blondynka i słodki brunet. Przyglądałam się im z ciekawością. Dziewczyna miała na sobie czarne legginsy, błękitną bluzkę, a to wszystko zwieńczały buty do gry. Chłopak wyglądał tak samo jak mój tata, 3/4 spodnie, szara koszulka, a czarne Vansy leżały obok stolika. Brunet pił sok, a jego towarzyszka intensywnie z nim o czymś dyskutowała. W pewnym momencie spostrzegł to, że mu się przyglądam, więc szeroko się uśmiechnął i „puścił mi oczko”. Oczywiście ja zrobiłam się cała czerwona i szybko odwróciłam wzrok. Jednak coś mnie ciągnęło, żeby znowu tam spojrzeć. Lecz powstrzymałam się, bo nie chciałam wyjść na jakąś idiotkę. W końcu on był tu z dziewczyną, więc pewnie są parą. Po chwili podszedł do mnie tata, niosąc wielki karton pizzy, która miała około metra średnicy. Położył ją na stole, a potem wrócił po picie.
-Tato? Czy ty masz zamiar to zjeść? – spytałam.
-Nie, ty to zjesz, a ja ci tylko pomogę.
Zaczęliśmy się bez powodu śmiać, a przestaliśmy po 3 minutach. Potem przystąpiliśmy do jedzenia tej ogromnej pizzy. Tata ledwie zjadł dwa najmniejsze kawałki, więc ja musiałam zjeść pozostałe sześć. Nie szło mi to zbyt dobrze i wymiękłam na czwartym. Potem ojciec zaczął mi bić brawo i krzyczeć na całą salę, że zjadłam tylko cztery kawałki. Wypiliśmy sok o smaku granatu, a następnie poszliśmy grać. Od razu upatrzyłam sobie jedną kulę. Ważyła 5 kg i miała różowy kolor. Wzięłam ją i stanęłam z boku, przyglądając się tacie, który wpisywał nasze imiona do komputera liczącego punkty. 
-Możemy już grać! - krzyknął tata, biorąc czarną kulę.- Ty pierwsza.
Spojrzałam do góry na tablicę i wtedy zobaczyłam jak ojciec mnie zapisał.
-Tato! Tylko nie Franklin! – krzyknęłam z wyrzutem.
-No co? Przecież to też bardzo ładne imię.
-Ale ono jest męskie!
-A pamiętasz, że jak byłaś mała, to zawsze chciałaś być chłopcem?
-Pamiętam - uśmiechnęłam się do taty, a potem zaczęłam grać. Strąciłam siedem kręgli, a potem przyszła kolej na tatę. Wiedziałam, ze będzie chciał mi dopiec i pobić mój wynik. Niestety, udało mu się, bo strącił wszystkie dziesięć. Spojrzałam na niego, a potem złapałam moją kulę i poszłam w stronę toru. Zatrzymałam się przy Larry'm, uśmiechnęłam się i wyszeptałam:
-Patrz na to.
Chciałam też zbić wszystkie kręgle, ale nie wyszło mi to, bo kula zboczyła z toru i nie trafiła w żaden.
-Pięknie ci poszło - mężczyzna zaczął się śmiać.
-Raz zbiłeś wszystkie i się szczerzysz.
-A zakład, że cały czas dzisiaj będę trafiał całą dziesiątkę?
-Dobra! O co?
-Jeszcze nie wiem, jak już wygram, to wyznaczę ci jakąś karę.
-Tylko nie śmierci.
-Wszystkie chwyty dozwolone – uśmiechnął się wytrze.
Graliśmy dalej. Tata za każdym razem zbijał dziesięć, a ja nie mogłam przekroczyć ośmiu. Gdy skończyła się już tabela punktów poszliśmy do stolika, gdzie tata zastanawiał się nad tym, co mam zrobić, ze względu na to, że przegrałam. Po jego minie widać było, że bardzo intensywnie myślał, a znając go wymyśli coś głupiego.
-Już wiem - poruszył charakterystycznie brwiami w górę i w dół. - pójdziesz do tego chłopaka, który dał nam buty i powiedz mu, że kręci cię jego aparat – powiedział pewnie.
-Tato nie!
-Ale dlaczego?
-Proszę cię.
-No dobra, to wymyślę ci następnym razem – zrezygnował z przekonywania mnie do zrobienia tego zadania.
Uśmiechnęłam się, a potem zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy, począwszy od szkoły, a skończywszy na:
-Franky, powiedz mi, ten Louis, to jest twój chłopak?
Zakrztusiłam się sokiem, który właśnie piłam. To było najdziwniejsze pytanie jakie kiedykolwiek usłyszałam. Jak mógł pomyśleć, że ja i... Louis jesteśmy parą?!
-Co?! Chyba sobie ze mnie kpisz. On chodzi z Eleanor. W ogóle, czemu pomyślałeś, że ja i on? Że my… no wiesz?
-Bo tak się zatrzymałaś przed jego mieszkaniem rano, to myślałem, ze może coś was łączy.
-Zdecydowanie za dużo myślisz – stwierdziłam.
Tata spojrzał nad moją głowę, a potem na mnie, ponownie unosząc charakterystycznie brwi. Nie chciałam się odwrócić, bo z moim szczęściem, stał tam jakiś zabójca, pedofil albo gwałciciel.
-Franky odwróć się - odezwał się Larry.
-Nie! Jaką mam pewność, że nie stoi za mną jakiś gwałciciel?
-Gwałcicielem nie jestem, wiec możesz się odwrócić - usłyszałam męski głos.
Odchyliłam głowę do tyłu i zobaczyłam tego przystojnego bruneta, na którego tak namiętnie patrzyłam. Dopiero teraz spostrzegłam, jak wygląda z bliska. Miał jasną karnację, całkiem ciemne usta i błękitne oczy, a do tego prawie czarne włosy.
-Może chcesz z nami zagrać? - pokazał palcem na blondynkę.
-Yyyy... jasne, czemu nie -  wstałam i szłam za brunetem w stronę dziewczyny.
Gdy podeszliśmy do niej, uśmiechnęła się szeroko, a potem wyciągnęła rękę w moim kierunku, niemal krzycząc:
-Cześć. Jestem Aurora. A ty? - była naprawdę ładna. Tak jak chłopak, miała jasną karnację i ciemne usta, ale za to miała blond włosy i brązowe oczy.
-Franky - uścisnęłam jej dłoń, która była strasznie zimna, zupełnie jak u trupa.
-A ja mam na imię Noah - wtrącił chłopak. - jestem starszym bratem Aurory.
Wzięłam zieloną kulę i zaczęliśmy grać. Tym razem szło mi lepiej, a raz nawet zbiłam wszystkie kręgle. Gdy była kolej chłopaka, Aurora podeszła do mnie, co nie skończyło się dobrze. Jej kula wylądowała na mojej stopie. Zaczęłam krzyczeć, a dziewczyna przepraszała mnie i zapewniała, że to wypadek. Powiedziałam jej, że nic nie szkodzi, a potem próbowałam zrobić krok, lecz sprawiało mi to straszny ból. Noah, trzymając mnie, pomógł mi wrócić do taty. Styles, gdy mnie zobaczył zaczął się ze mnie śmiać i mówił, że jestem strasznie niezdarna. Pożegnałam się z nowymi znajomymi, a potem razem z tatą wyszliśmy z kręgielni.
Następnie udaliśmy się do studia tatuaży, gdzie dość gruby, brodaty mężczyzna wytatuował tacie na nadgarstku napis „Always Be Together”.
Po wszystkim odwiózł mnie do domu. O własnych siłach weszłam do windy i doczłapałam się do domu, gdzie czekał na mnie Harry.
-Co ci się stało w nogę? – zapytał.
-Miałam bliższy kontakt pierwszego stopnia z kulą do kręgli.
-Poczekaj chwilę - poszedł do swojego pokoju. Usłyszałam hałasy, a po chwili wyszedł stamtąd Loczek z kulą ortopedyczną, którą mi podał. - masz, używałem jej, gdy skręciłem kostkę, ale tobie się bardziej przyda.
Przytuliłam go, patrząc na granatowe kule, a potem poszłam się wykąpać. Gdy już gotowa do spania weszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i ze sterczącymi w powietrzu nogami, zasnęłam.



| Po pierwsze chciałam was przeprosić za jakość rozdziału i za brak zdjęć :c
Nie wiem czemu ale miałam pewne komplikacje. Mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzać. Postaram się jakoś załatwić sprawę zdjęć i je dodać.
Dziękuje za to że czytacie i za to że tak długo czekaliście na kolejny rozdział.
Czytasz=komentujesz|
+  jeśli macie jakieś pytania do bohaterów, zapraszam tutaj ---> http://follow-your-heart-story.blogspot.com/2013/02/pytania.html




15 komentarzy:

  1. świetne :D

    + zostałaś nominowana, szczegóły tutaj: http://you-are-mine-i-am-yours.blogspot.co.at/2013/02/versatile-blogger-award.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest świetny, dodawaj next <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne! :) Czekam na kolejne! Troche malo w nim Nialla ;( Nastepnym razem prosze wiecej :)))
    -@andzelikaab

    www.directionersimaginy69.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. zapowiada się fajnie ;) zapraszam do mnie www.kissmelouis.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi się bardzzooo podoba. Mam nadzieje, że wyjdzie coś z Niall;em ;D

    + Komentarzyk + obserwuj ? http://onedirection-mylife-1d.blogspot.com/
    Tam też jest Niall i Harry w roli głównej ;D
    POZDRAWIAM I ŻYCZĘ WENY !
    Dagaa.;***

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha ta scena w autobusie mnie rozwaliła :D albo propozycje filmów Liama, haha ;p mega *.* czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest super długo czekałam na ten rozdział i bardzo mi sie podoba czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Naprawdę bardzo ciekawie piszesz! Przeczytalam wszystkie rozdziały i jestem pod wrażeniem! Masz interesujący styl pisania :) czekam kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  9. Już kocham twojego bloga !!! A co do rozdziału to genialny czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  10. strasznie mnie wciągnęło. czekam na dalsze rozdziały:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Swieeetny. Mega podoba mi sie to ze dodajesz takie dluugue rozdziały. Czekanie z niecierpliwością na kolejny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. OMG OMG ZAJEBISTY !! Przez przypadek wpadłam na twojego bloga i przyznam szczerze jestem nim oczarowana ♥♥ Świetnie piszesz...nieee to za mało piszesz zajebiście ;3 Super ,że rozdziały są takie długie ;3 Już się nie mogę doczekać kolejnego ! Do następnego ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. bardzo ciekawy rozdział:D czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  14. [spam]Kate Allen. Życie szybko pokazało jej swe prawdziwe oblicze. W młodym wieku wystawiło ją bez Boskiej opieki, tuż przed nosy wygłodniałych drapieżników. Walcząc o przetrwanie zbudowała wokół siebie mur, a przed oczyma miała jedynie widok drapieżców rzucających się na jej ciało. Czy kiedy odważy się przekroczyć próg bezpiecznej fortecy, życie znów przypomni jej, że nadzieja jest już zakopana głęboko pod ziemią?
    zapraszam: http://gorzka-strona-cukierka.blogspot.com/
    [Niall^^]
    PS. Ploooose, od obrazków tysiąc razy lepsze są rozbudowane opisy ^^

    OdpowiedzUsuń